czwartek, 27 kwietnia 2017

Ciąża? Ciąża! Ciąża??!! Płeć dziecka - radość czy rozczarowanie?

Witajcie Kochani!


Miałam długą przerwę w pisaniu, bo i dużo się u mnie działo. Nie do końca wiedziałam czy chcę prowadzić tego bloga. Póki co spróbuję. Zobaczymy ;)

Co się u mnie działo? Ano właśnie... W październiku dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Co prawda planowaliśmy dzidziusia, ale od roku nie wychodziło, więc odpuściliśmy no i tak z zaskoczenia okazało się, że będzie dziecko ;)
Oczywiście bardzo się ucieszyliśmy. Ja się śmiałam, że dopiero co schudłam i osiągnęłam sylwetkę, z której jestem jako tako zadowolona, a tu bach! po sylwetce ;D Ale przejdźmy do moich odczuć związanych z samą ciążą... A wiadomo - burza hormonalna robi swoje!

Na początku czułam radość i przerażenie jednocześnie, no bo jak to?! MAM RODZIĆ?! Chcę dziecko, ale poród to jakiś hardkor! W zasadzie moje myśli krążyły naprzemiennie wokół tego jak bardzo się cieszę z dzidziusia i jak bardzo boję się porodu ;)
Objawów ciąży nie miałam praktycznie żadnych. Przez pierwszy miesiąc byłam zmęczona i zasypiałam ok 19-20, ale zrzucałam to na przesilenie jesienne. Potem, kiedy dowiedziałam się o ciąży, wszyskto było już jasne.
Mdłości, zachcianek itp NIE MIAŁAM, NIE MAM i uważam to za kwestię nastawienia psychicznego :) Co nie znaczy oczywiście, że nie przytyłam więcej niż powinnam, bo przytyłam :/ Będąc obecnie w 30tc na plusie mam ok 8,5-9kg, więc w wymarzonych 10-11 na koniec się nie zamknę.

Od początku czułam, że będzie syn, chociaż w głębi serca miałam nadzieję, że się mylę. Nie myliłam się. I tutaj zaczęły się schody. Kiedy w 12tc lekarz powiedział, że będzie chłopak, przez tydzień miałam doła. Tak, brzmi okropnie i przez to miałam podwójnego doła, ale nie będę mówić "najważniejsze, żeby było zdrowe, płeć mi obojętna", bo OCZYWIŚCIE, ŻE NAJWAŻNIEJSZE, ŻEBY BYŁO ZDROWE i tego chcę, jak niczego innego w życiu, ale nie wierzę, że większość kobiet, która tym stwierdzeniem się zasłania (bo jako jedyne jest w pełni akceptowane społecznie) nie miała preferencji co do płci pierwszego dziecka.
Dlaczego tak bardzo nie chciałam chłopca (jak byłam młodsza, to zawsze mówiłam, że wolę mieć syna, a przynajmniej jako pierwsze dziecko)? Powodów jest wiele, ale napiszę kilka ogólnikowych:
1. Nie wiem czy zdecyduję się na drugie dziecko, a uważam, że z córką miałabym lepszą więź, zwłaszcza w późniejszych latach ;)
2. Dziewczynki są łatwiejsze w wychowaniu
3. W związku z moją pracą (praca z dziećmi z ZA i autyzmem) jestem przewrażliwiona na tym punkcie i mimo że pracę sobie bardzo cenię, to za nic w świecie nie chciałabym, aby moje dziecko takie było... A że ryzyko tego zaburzenia większe jest u chłopców, to wiadomo - większy strach.

To wszystko powodowało mój smutek związany z płcią, a to z kolei jeszcze większy, no bo jak to tak? Zamiast się cieszyć, to ja jestem smutna? Jak mogę być tak wyrodną matką! Przecież ta biedna istotka nie jest niczemu winna, będzie mnie kochać najbardziej na świecie, a ja co? Wybrzydzam ze względu na płeć? No i tak się zapętlałam w tym... Aż w końcu poczułam, że jestem i przez pierwszych kilka lat będę całym światem dla tego maleństwa, że przecież to MOJE dziecko, które może odczuwać moją niechęć, która mi minie, bo nie da się nie kochać swojego dziecka.
Tym sposobem po kilku dniach poczułam niesamowitą radość, że jestem w ciąży i że to właśnie chłopak :) Dlatego nie wstydzę się mówić o tym, co czułam, bo wiem, że dla wielu osób może to być pomocne! Kochane - jeśli którakolwiek z Was czuła się choć przez chwilę źle ze względu na płeć dziecka, niech nie czuje się gorszą matką! To się szybciutko zmieni! A każdy ma prawo do niezależnych od siebie odczuć. Takich osób jest więcej, ale nie każda ma odwagę głośno to powiedzieć.

Czy od tego czasu moja ciążą była idealna i cudowna? Nie do końca, ale o tym w kolejnym poście ;)

sobota, 6 sierpnia 2016

Przedszkolanka na diecie!


Dzień dobry! :)

Można już powoli głosić koniec świata - zdecydowałam się na catering dietetyczny ;) (od razu mówię, że nie jest to post sponsorowany tylko moja własna osobista opinia względem cateringu. Poza tym jak miałby być sponsorowany, jak niewiele osób w ogóle czyta tego bloga :D).

Zdecydowałam się na niego z kilku powodów:
  • mąż chciał dla siebie (żeby schudnąć) i namówił :D Uznał, że będę mu zazdrościć, jak zobaczę jego posiłki, a ja będę mieć na talerzu kanapkę z serem :D
  • Groupon wystawił całkiem tanią ofertę (skusiła nas cena, nie firma czy opinie)
  • NIE MUSZĘ SAMA PRZYRZĄDZAĆ POSIŁKÓW! Nie lubię gotować :) jest to niewyobrażalne ułatwienie!
  • mniej zmywania! :D:D:D
  • zróżnicowane posiłki - będę się odżywiać lepiej niż gdybym sama to sobie przygotowała
  • chęć schudnięcia / utrzymania wagi oraz przyzwyczajenie się do stałej ilości posiłków i godzin
To na tyle :D

Teraz trochę o tym jak mi się żyje na diecie (to już tydzień!) :)



Pierwszego dnia byłam zachwycona! Wszystkie 4 posiłki były smaczne i pożywne. Rozczarowała mnie tylko surówka do obiadu - marchewka z groszkiem. Lubię i jedno i drugie, ale osobno! Razem stanowi to dla mnie znienawidzone połączenie, do którego nigdy nie będę zmuszać dziecka, jeśli kiedykolwiek będę je mieć.
Następny dzień też troszkę mnie rozczarował, ponieważ na kolację był chłodnik, a fanką chłodników też nie jestem ;) Ale był to chłodnik ogórkowy i muszę przyznać, że byłam pozytywnie zaskoczona jego smakiem! 
Na zdjęciu są dwa śniadania - z pierwszego dnia (byłam zajarana samym faktem diety :P ) - pasta z wędzonego kurczaka, a z drugiego dnia -PRZEPYSZNE muffinki jajeczne! Mogłabym je jeść non stop!

Jak jest z uczuciem głodu?

Nikogo nie gryzę i na nikogo nie warczę ;P
Obecnie nie odczuwam jakoś specjalnie głodu, czasem OCHOTĘ na jakiś produkt (oczywiście najczęściej na czekoladę :D), ale głodu jako takiego raczej nie, co mnie wyjątkowo cieszy, bo bałam się, że będzie mi to doskwierać!

Nigdy nie byłam fanką cateringów, bo myślałam, że jedzenie będzie zbyt wymyślne, niesmaczne no i przede wszystkim za drogie. Nadal jestem zdania, że te same rzeczy można zrobić samemu dużo mniejszym kosztem, ale umówmy się - czy chciałoby mi się robić codziennie coś innego? :) Jeść owszem, ale przygotowywać? ;)
Nie zamierzam też kupować diety, która wyniesie mnie ok 50zł za dzień. Natomiast oferty na grouponie czy innym, gdzie ma mnie to wynieść 35zł - why not?! Jeśli jest smaczne, zdrowe, to zawsze warto spróbować :P
Czy polecam ten konkretny catering? Ciężko powiedzieć. Jedzenie jest smaczne. Dostawa punktualnie. Nie mam nic do zarzucenia, ale jest to pierwszy catering, jaki zamówiłam, więc nie mam porównania co do różnorodności dań. Jak upoluję lepszą/podobną ofertę z innej firmy, będę mogła napisać coś więcej ;) A póki co trwam w swym postanowieniu :D I nie mogę się doczekać jutra, bo na drugie śniadanie mam budyń z ciasteczkiem! ;)

Jakie są Wasze opinie odnośnie cateringów dietetycznych? Czy też wyczekujecie kolejnego dnia i otwieracie torby podekscytowani, jak dzieci, które odpakowują prezenty? :D Czy może tylko ja tak mam, bo praca w przedszkolu cofa mnie do młodzieńczych lat? :D
Nota bene ostatnio za namową dziewczynki z przedszkola postanowiłam obejrzeć Krainę Lodu... Zapowiedziałam też, że muszę obejrzeć przynajmniej 3 odcinki Dino pociągu, żeby być na czasie! Mąż zaczyna się o mnie poważnie martwić ;)

Buziaki!
Nathalie

wtorek, 26 lipca 2016

Urywek z życia Pani z Przedszkola ;)

Moi drodzy!


Jak już mieliście okazję przeczytać wcześniej, pracuję w przedszkolu. Jest to przedszkole integracyjne, a ja jestem pedagogiem specjalnym. Jeden z kolejnych postów na pewno będzie dotyczyć pracy z dziećmi autystycznymi. Mam w planach również post o rodzicach dzieci z zaburzeniami ze spektrum, ale to w swoim czasie. Dziś luźny post o moich dzieciakach ;) I serdecznie zapraszam Was do wymiany doświadczeń.. ;)

Dzisiejszy dzień był wyjątkowo gorąąącyyy... :) Dało się to odczuć także wśród dzieci - maluchy się pokładały, przelewały przez ręce, na nic nie miały ochoty... :) ale nam - PANIOM Z PRZEDSZKOLA - jest to zupełnie niestraszne ;) zorganizowałyśmy zabawy z chustą, spryskiwanie się wodą i duuużo relaksu.. ;) Polecam także dorosłym! Szczególnie to spryskiwanie wodą!

Pewnie wszyscy to wiecie, ale dzieci są niesamowite... i chyba nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać :) Wyobraźcie sobie 4-letnią dziewczynkę, która z postawą 40-letniej kobiety mówi: Boooże.... dzisiaj to taka duchota, że nie wiem!  :D 
Kolejne zabawne stwierdzenie: chłopiec na podwieczorek wziął sobie sucharka i poprosił o prażone jabłko ze słoika. No i ok, luzik. Dałam mu, on je i pytam czy smakuje, na co ten odpowiada mi z miną wielkiego smakosza, który to kosztuje i analizuje, a do tego tonem niczym jury z MasterCheff'a "yymmm... no.... Jabłko jest całkiem dobre, ale ten gofr jest za suchy!"  Pomyłkę sucharka z gofrem usprawiedliwia tylko jego pobyt nad morzem w ubiegły weekend ;)
Chociaż i tak w całej lawinie zabawnych zdań, moim faworytem jest komentarz jednej dziewczynki o swojej mamie ;) Sytuacja następująca: chłopiec opowiada o swoim kocie i w pewnym momencie mówi "no i on jest straaasznym leniem!", na co dziewczynka przewracając oczami i wzdychając odpowiada "ehhh... to tak jak moja mama.." :D Także Rodzice, rada: UWAŻAJCIE co mówicie przy swoich pociechach :D Dzieciaki opowiadają nam różne rzeczy... Np to, że "no i tata naprawiał rower bez ubrania! To znaczy, no, miał majtki... Ale TYLKO majtki!" :D:D:D Z dwojga złego dobrze, że nie był zupełnie nago ;)

Dziś z kolei jedna z moich ukochanych bliźniaczek przeżyła szok... Zrozumiała, że ja w przedszkolu nie śpię ani się nie bawię (no z tym to różnie bywa :P), ale że jest to moja praca! Zrobiła wieeelkie oczy jak kot ze "Shreka" po czym dodała "pani... to ty nie możesz tutaj spać, jak jest czas odpoczynku! to niefajnie!" :) I nie powiem - miała rację - to było wyjątkowo niefajne, jak opadłam z sił i poza kawą nic mnie nie mogło uratować, a oni sobie ucinali drzemkę :>

Właśnie pisząc tego krótkiego posta, przyszedł mi do głowy plan na kolejnego :) Także pozdrawiam i zapraszam! 
A jakimi cytatami czy opisami sytuacji z dziećmi w rolach głównych Wy możecie się podzielić? :)

Nathalie

poniedziałek, 25 lipca 2016

Studia warte świeczki?

Moi Kochani! 

Ostatnio wyjątkowo dużo czasu zajmuje mi temat studiów i ich zasadności. Rozmawialiśmy sobie z mężem o tym czy warto czy nie warto i czy na miejscu naszych rodziców też byśmy tak naciskali na studiowanie. I wiecie co? Mimo tego, jakie teraz mam o tym zdanie, nie umiałabym z łatwością podjąć takiej decyzji na miejscu moich rodziców.

Patrzymy sobie na znajomych i dochodzimy do wniosku, że... studia są ważne, ale jako dodatek. Dlatego jestem fanką studiów zaocznych (chociaż sama studiowałam dziennie sic!)! Ludzie studiujący weekendowo nie tylko zdobywają doświadczenie zawodowe, ale też mogą dopasować studia bezpośrednio do wykonywanego zawodu, co zapewnia im szybszy awans.

Pamiętam, jak zapisałam się na fakultet weekendowy. Cholera... poza moją koleżanką, byłam chyba najmniej zorientowaną osobą. Dlaczego? Bo wszyscy, którzy tam byli, to ludzie, którzy dopasowali sobie ten fakultet do wykonywanej przez siebie pracy. Nie byli więc laikami chcącymi "odbębnić" ilość fakultetów do zrealizowania podczas roku akademickiego. 
Co więcej, studiowanie zaocznie zapewnia nakierowanie na cel, a nie chęć zasmakowania "studenckiego życia".

Tym oto sposobem, mój mąż po 5 latach studiów na Politechnice, pracuje jako redaktor portalu pewnej gazety, zarabiając średnią krajową, a ja po 5 latach psychologii pracuję w przedszkolu jako pedagog specjalny, zarabiając nieco ponad 2tys. Fajnie? Biednie...
A co z moim kolegą, który ma 30 lat i dopiero zaczął studia? No cóż, założył firmę, w której były lepsze i gorsze momenty, ale był sam sobie szefem, a zarobki oscylowały w granicach 4tys. 

Nie twierdzę, że należy olać studia, ale uważam, że lepiej uderzać w rozpoczęcie pracy i równoległe studiowanie zaocznie. Tym bardziej, że wymaga się od ludzi młodości i doświadczenia. A jak mam być młoda, wykształcona i doświadczona? To się wyklucza.

Osobiście bardzo żałuję, że nie zaczęłam pracy, a studiów zaocznie. Mój mąż z kolei ma żal do rodziców, że tak naciskali na to, żeby studiował, ale wydaje mi się to żalem nieuzasadnionym, bo oni radzili mu na podstawie swojego doświadczenia. Może za te 20 lat okaże się, że osoba bez wyższego wykształcenia nie może wiele osiągnąć, bo nikt go nigdzie nie weźmie? Nie wolno wykluczyć i takiej opcji ;)

Nathalie




niedziela, 24 lipca 2016

Karteczka na wymianę! Nietakt czy rozwiązanie doskonałe?

Kochani!

Jako jedną z pierwszych rzeczy, którymi chcę się z Wami podzielić będzie ciekawy zwyczaj norweski :) Bardzo mnie interesują Wasze opinie na taki pomysł.


Wczoraj spotkałam się z moją przyjaciółką, która od kilku lat mieszka w Norwegii. Dzięki niej dużo się dowiedziałam o mentalności tamtejszych ludzi oraz ich zwyczajach. I jeden z nich bardzo mi się spodobał! A mianowicie... karteczki na wymianę prezentu!

Ciekawa jestem ile razy zdarzyło Wam się dostać kompletnie nietrafiony prezent? Nierzadko takie niespodzianki są bardzo drogie! Mnie wtedy dopada jedna myśl "matko... co ja bym mogła sobie kupić za te pieniądze! A tego nawet nie mam komu oddać..."
Mieliście tak? Jestem pewna, że przynajmniej RAZ w życiu :)

Z tego właśnie powodu Norwegowie, wyjątkowo praktyczni ludzie, do każdego prezentu dołączają karteczkę na jego wymianę. Dzięki temu moja przyjaciółka wymieniła książkę, która była kompletnie nie w jej stylu na dwie (takie miała szczęście!) bardziej jej odpowiadające. Cholera, jakie to jest dobre!

U nas niby też mówi się czasem "jak ci się nie podoba, to dam ci paragon i sobie wymienisz", ale w dalszym ciągu taka wymiana jest uznawana za nietakt. Z kolei tam jest to zupełnie naturalne, bo dodaje się do każdego prezentu! Jestem zachwycona tym rozwiązaniem i zamierzam je promować wśród znajomych :D

A jakie jest Wasze zdanie? A może macie jakieś sprawdzone sposoby na niechciane prezenty? :)

Czekam na opinie!
Nathalie :)

Uf... Udało się! WITAJCIE! :)

Witajcie! :)

Jestem Nathalie :) mężatka przed 30., jeszcze nie matka i jest mi niezmiernie miło powitać Was na moim blogu :)  Jest to miejsce, w którym będę poruszać wszystkie życiowe, kobiece tematy i mam nadzieję, że będziecie mi towarzyszyć!

Nigdy wcześniej nie pisałam bloga, więc jest to nie lada wyzwanie ;) Dlatego też liczę na Wasze wsparcie!

Pozdrawiam i ściskam najmocniej!
Nathalie :)